Weź się w garść

zostaw komentarz
Wiecie co mnie wkurwia? Jako psychologa, ale i nie tylko? To, że w naszym społeczeństwie, które tak bardzo lubi użalać się nad sobą oraz chełpić wiedzą, której nie posiada panuje szereg fałszywych przekonań dotyczących sfery psychicznej człowieka.
Pierwsze z nich dotyczy kwestionowania realności zaburzeń psychicznych w ogóle. Kiedy ludzie słyszą: depresja, zaburzenia lękowe, nerwica, ADHD obruszają się jakby ktoś próbował zapakować im w tyłek kij od szczotki. Nie ma czegoś takiego, To jakiś wymysł, albo moje ulubione: Kiedyś tego nie było. Kiedyś nie było też antybiotykoopornych szczepów bakterii czy pierdyliarda wirusów, a my paliliśmy na stosach wiedźmy, zabijaliśmy się w imię religii i robiliśmy szereg innych kretynizmów. Kiedyś nie było wielu rzeczy - zarówno dobrych jak i złych. Świat nie stoi jednak w miejscu, ani tym bardziej nie jest utopią. Co chwilę pojawia się w nim coś nowego, a my musimy się do tego zaadaptować. Bo inaczej skończymy marnie.
Drugie: Nie ma takiej choroby jak depresja. Rak - to jest choroba! Czasem rozmawiając z napotkanymi ludźmi stykam się z tendencją do ciągłego przyrównywania zaburzeń psychicznych do chorób somatycznych. Wydawać by się mogło, że w dzisiejszych czasach świadomość społeczna w tym zakresie jest raczej rozwinięta. Niestety nie do końca jest to prawda. To jasne, że człowiek jest bardziej skłonny uwierzyć w istnienie czegoś co widać. Jesteśmy empirycznymi bestiami (chyba, że chodzi o religię) - potrzebujemy dowodów, zdjęcia rentgenowskiego, wyników badań, czegoś co będzie niezaprzeczalnym świadectwem choroby. To słabe, bo w przypadku depresji są nim dopiero przeorane żyletką nadgarstki albo bezwładne ciało zwisające na prowizorycznej pętli.
I trzecie, najbardziej irytujące. Weź się w garść, inni mają gorzej. Tego rodzaju teksty osoby z depresją słyszą, kiedy tylko postanowią na chwilę się odsłonić; pokazać, że coś jest nie tak. To swego rodzaju błędne koło - chory stara się ukryć chorobę, pozoruje dobrostan, a gdy już nie wyrabia i chce się komuś wyżalić nikt mu nie wierzy. Ma to tragiczne skutki, bo dochodzi tu do obwiniania chorego za swój stan. Wierzcie lub nie, ale gdyby nie rady typu Ogarnij się! samobójów spowodowanych depresją byłoby znacznie mniej. Bowiem nic tak koncertowo nie podbija poczucia winy jak ciągłe przypominanie o odpowiedzialności za swoje życie i konsekwencjach wszelkich zaniedbań.

350 milionów

Dużo, nie? Jakieś 5% procent populacji świata. 230 milionów kobiet i 120 milionów mężczyzn. Tak wyglądają statystyki WHO dotyczące depresji. Liczba ta od paru lat nieprzerwanie rośnie, tak samo jak wskaźnik samobójstw będących rezultatem tej choroby. Szacuje się, że około 50% wszystkich samobójców chorowało kiedyś na depresję. I celowo używam tu określenia chorować, ponieważ słowo cierpieć zdaje się do społeczeństwa nie trafiać. A szkoda, bo zaburzenia psychiczne wiążą się z cierpieniem nierzadko większym niż choroby somatyczne.
Ból fizyczny często można uśmierzyć, np.: podając morfinę, metadon, itd. Ich działanie jest natychmiastowe - receptory opioidowe są blokowane, a informacje o bólu nie docierają do wyższych struktur mózgowia. Proste, prawda? Tylko co jeśli źródłem bólu jest sam mózg?
Nie będę prosił Was żebyście sobie to wyobrazili, bo nie jesteście w stanie. Głównie dlatego, że ból psychiczny odczuwany chociażby w przebiegu zaburzeń afektywnych takich jak depresja, nie jest rezultatem patologii funkcjonalnej czy uszkodzenia organicznego, a wynika z niewłaściwych schematów poznawczych, wspomnień, przekonań czy myśli. A na nie nie ma prostego lekarstwa. Oczywiście z pomocą przychodzą tutaj inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny (SSRI) czy leki trójcykliczne, lecz one niwelują tylko objaw, a nie przyczynę. Chyba, że mamy do czynienia ze depresją o podłożu stricte biologicznym - wtedy to nieprawidłowe wydzielanie neuroprzekaźników wywołuje efekt w postaci zaburzeń nastroju. Najczęściej jednak to właśnie szereg splątanych ze sobą czynników biologicznych, społecznych i psychicznych leży u podstaw depresji. Wtedy jedyną metodą leczenia pozostaje wieloletnia psychoterapia połączona z przyjmowaniem antydepresantów.
Bólu psychicznego nie da się zmierzyć ani sklasyfikować. Co więcej, w większości przypadków powoduje on zniekształcenie odbieranych przez człowieka bodźców i wpływa na ich interpretację. Oznacza to, że osoba z depresją postrzega świat w sposób, którego zdrowi nie są w stanie zrozumieć. Dochodzi do szeregu zawężeń poznawczych, w skutek których życie przestaje mieć sens. Najprostsze czynności stają się nieosiągalne i męczące, podniesienie się z łózka zdaje się być bezcelowe, sen nie przychodzi, zainteresowania znikają, seks nie daje przyjemności, zaufanie do siebie leci na ryj, pojawia się chęć śmierci. I nie, nikt tego sobie nie wymyślił dla zabawy, ani żeby się nad sobą użalać.
Wstajesz rano z łózka i myślisz o tym, by się zabić. To pierwsze co przychodzi ci do głowy. Pod warunkiem, że przespałeś choć kilka godzin. W przeciwnym wypadku nie jesteś w stanie w ogóle myśleć. Łykasz leki i idziesz do kibla. Patrzysz w lustro lecz w odbiciu widzisz obcego człowieka. Zarośnięta, pomarszczona i zmęczona twarz nie należy do ciebie, a do choroby. Przychodzi kolejna myśl: Muszę iść do pracy. Robi ci się niedobrze, mięśnie zaczynają słabnąć i już po chwili rzygasz przyklejony do muszli. Wracasz do sypialni. Spod łóżka wyciągasz niedopite pół litra i bierzesz kilka łyków prosto z butelki. Nienawidzisz siebie i ogarnia cię poczucie winy. Że nie wypełniasz swoich obowiązków, że rodzina się zamartwia, że jesteś bezproduktywny. Nie możesz przecież cięgle pić i brać piguł. Musisz chodzić do pracy, musisz zarabiać, musisz jakoś żyć.
Musisz?

Jesteśmy tak inteligentni

A jednak mimo to rzesze osób (i o zgrozo, nie tylko tych starszych i niewykształconych) wciąż nie wierzą, że zaburzenia psychiczne istnieją. Kiedy mówimy o chorobach psychicznych w rozumieniu potocznym większość jest w stanie przyjąć, że coś takiego rzeczywiście może mieć miejsce. Klasycznym przykładem jest schizofrenia: No to to istnieje, moja ciotka to ma nawet. No ale depresja? Przecież to tylko zwracanie na siebie uwagi.
Taki komentarz przeczytałem ostatnio w internecie i w dużej mierze to on jest przyczyną powstania tego tekstu. Bo po pierwsze nie jest jedyny, a po drugie zyskał sporą popularność, co napawa mnie obrzydzeniem. Większość niedouczonych kretynów próbuje podważać lata prac naukowych i doświadczenia klinicznego stwierdzeniem: Nie ma patologii w mózgu, nie ma choroby. Nie będę się nawet rozwodził na tym intelektualnym łajnem, bo nie warto. Chcę tylko zaznaczyć, że jestem szczególne uwrażliwiony na tego typu wypowiedzi i gotuje się we mnie, gdy tylko na coś takiego się natknę.
Jednym z argumentów przeciw problemom psychicznym jest też przytaczana przez szukające sensacji szmatławce wypowiedź Leona Eisenberga - jednego z odkrywców ADHD, który rzekomo wyznał na łożu śmierci, jakoby to popularne w ostatnich latach schorzenie zostało sfabrykowane. Sugerowanie jakoby Eisenberg wypowiedział takie właśnie słowa jest zwykłym świństwem. Psychiatra podkreślił jedynie, że koncerny farmaceutyczne wyczuły we wszystkim okazję do szybkiego zarobku a lekarze uznali, że zamiast szukać przyczyn psychospołecznych zaburzenia i kierować dzieciaki na terapię, prościej będzie olać sprawę i przepisać metylofenidat. Czasem nie potrafię tego zrozumieć - żeby skończyć medycynę trzeba być człowiekiem ponadprzeciętnie inteligentnym, a jednak część lekarzy jawi mi się jako banda debili. Tak ciężko jest im się wysilić i choć przez chwilę pomyśleć, że to z czym mają do czynienia może mieć nieco bardziej złożoną etiologię.
Ale nie! Czuje się pani smutna? Imipramina! Zdenerwowana? Hydroksyzynka, 10 mg. Nie może pani spać? Jeb, diazepam. Tyczy się to głównie lekarzy rodzinnych, ale także psychiatrów starej daty. I to samo z ADHD. To, że zostało ono użyte jako maszynka do robienia pieniędzy nie oznacza, że nie jest schorzeniem prawdziwym. Po dziś dzień lekarze medycyny i psychologowie na potęgę diagnozują to zaburzenie, nawet gdy nie mają do tego podstaw. A wszystko dlatego, że: Wie pani, Kamilek jakoś mnie nie słucha ostatnio i w nauce się opuścił. Pani mu stwierdzi to adehade i dysleksję też od razu, to w szkole będzie miał łatwiej. A i ja nie będę mieć wyrzutów sumienia, że nie poświęcam swojemu dziecku wystarczająco dużo czasu. Albo że beznadziejna ze mnie matka i nie potrafię wychować syna, którego i tak nigdy nie chciałam ale zaliczyłam wpadkę z jakimś gamoniem. Bo to nie moja wina, to choroba, prawda? Teraz będzie mu wolno robić te wszystkie rzeczy i nikt nie będzie miał do niego pretensji. A tu proszę, pani weźmie. Ależ trzeba, trzeba. Pani taka dobra. Tylko, żeby Kamilkowi już dali spokój.
Choroba ta nie ma jasnych przyczyn ani specyficznego obrazu klinicznego. Ale tak, istnieją geny krytyczne, potwierdzone empirycznie mikrouszkodzenia mózgu, zaburzenia neuroprzewodnictwa i sekrecji neuroprzekaźników oraz czynniki ryzyka, które przyczyniają się do powstania tego zaburzenia. Więc jeśli ktokolwiek w mojej obecności zakwestionuje istnienie ADHD czy innych zaburzeń o podłożu psychicznym to zabiję, a potem wyrzucę truchło za mury miasta. Zabiję drugi raz jeśli usłyszę, że chory sam jest sobie winien.
I odpowiadając na zarzuty. Tak, wiem że cały ten tekst to wyraz mojej frustracji, i że jestem zafiksowany na psychologii. Ponadto nie jestem idiotą i zdaję sobie sprawę, że część obiekcji formułowanych przez społeczeństwo pod adresem osób chorych jest słuszna. Mówię tu oczywiście o osobach, które nie spełniają kryteriów diagnostycznych pewnych zaburzeń, a jednak usilnie starają się je pozorować w celu wzbudzania zainteresowania otoczenia, uniknięcia kary, odparcia krytyki czy ciągnięcia różnorakich świadczeń. Jest to groźna forma symulacji, będąca często skutkiem zaburzeń osobowości, która wymaga terapii i psychoedukacji.
Tak czy inaczej, pamiętajcie:

1. Kiedy ktoś zdaje się wszystko olewać, to może być po prostu lamusem, ale może też cierpieć - poczucie winy ma zbyt duże znaczenie, żeby ryzykować tekstem: Ogarnij się, coś musisz w życiu osiągnąć.

 
2. Są ludzie, którzy nie chorują a jedynie udają - nie oznacza to jednak, że każdy tak robi,


3. Są rodzice, którzy na siłę wciskają swoim dzieciom zaburzenia, by czerpać z tego osobiste korzyści,

 

4. W szpitalach psychiatrycznych leżą nie tylko wariaci, ale też ludzie z zaburzeniami takimi jak na przykład depresja,

 

5. I najważniejsze:


0 komentarze:

Prześlij komentarz