To trzeba (nie) wychodzić z pokoju! (Część III)

zostaw komentarz

Rozdział VI - Zosia

Należy Wam się mała aktualizacja. Od jakiegoś czasu, wraz ze swoją wybranką, dzielimy mieszkanie z kolejnym współlokatorem. Tym razem płci żeńskiej, w ilości sztuk jeden. Kiedy ostatni raz pisałem o swoich przeżyciach ze studentami zza ściany wyrażałem się o nich bardzo niepochlebnie. Oskarżałem o dokonanie trwałego uszczerbku na psychice i szereg przywar spychających ich do zbioru podludzi. Dziś chciałbym podzielić się z Wami wrażeniami po dwóch miesiącach mieszkania z Zosią. Będzie to o tyle trudne, że ciężko jest mi wypowiadać się na temat osoby, którą widziałem dwa razy w życiu. Ale po kolei.
Zosia studiuje filologię francuską. Na mieszkanie zdecydowała się od ręki, po dwóch minutach oglądania. Już na początku sprawiała wrażenie bardzo sympatycznej i ułożonej. Mimo obijającego się gdzieś po moim umyśle, znanego Wam motto - Życie to dziwka - cieszyłem się na nadchodzące dobre czasy. Nie wiem dlaczego, ale miałem przeczucie, że tym razem będzie inaczej. Poza tym znacznie lepiej mieszkać z jedną osobą aniżeli z dwiema. Choć najlepiej oczywiście mieszkać samemu... No właśnie.
Bo jeśli spojrzeć na to od strony praktycznej, to w zasadzie od paru miesięcy mieszkamy z wybranką sami. Zosia mimo zapewnień, że tydzień spędza na uczelni od ósmej do osiemnastej, przesiaduje w mieszkaniu. Całe dnie. Bez wychodzenia z pokoju, bez dawania oznak życia, z zasuniętymi zasłonami i pozamykanymi oknami. Nie wychodzi na zajęcia, nie korzysta z toalety, śpi za dnia, buszuje w nocy, żywi się parówkami i kisielem. Pomimo życzliwego tonu i zapewnień, że ma tu takie same prawa jak my, nie korzysta z półek i wspólnej przestrzeni jaką dla niej zwolniliśmy. Buty, kurtki, kosmetyki, środki czystości, garnki, talerze, jedzenie - wszystko to trzyma na szesnastu metrach kwadratowych swojego pokoju. W lodówce przechowuje jedynie olej (swoją drogą, czy to na pewno dobre miejsce?). Gdy już wychodzi z domu swój pokój zamyka na klucz, co oczywiście jestem w stanie zrozumieć, ale jej potrzeba izolowania się jest co najmniej dziwaczna i niepokojąca. 
Nie zrozumcie mnie też źle - wszak ani ja, ani moja dziewczyna nie garniemy się do kontaktów z innymi. Ale charakterystyczny styl życia Zosi zadziwia nawet tak dzikich introwertyków jak my.
W pewnym momencie pomyślałem, że może czymś ją uraziliśmy albo nie daliśmy jej wyraźnie do zrozumienia, że mieszkanie jest także do jej dyspozycji. Zosia nigdy nie wychodzi z pokoju, kiedy któreś z nas znajduje się we wspólnej przestrzeni. Gdy wracamy z zajęć i nasze przybycie obwieszcza odgłos domofonu, w kuchni natychmiast zapada ciemność, a ona ucieka do pokoju. Po jakimś czasie zaczęliśmy się nawet obawiać, że być może mamy do czynienia nie tylko z dziwnym stylem życia, ale też jakimś zaburzeniem. Fobia społeczna, osobowość schizotypowa, schizofrenia? Do tej pory jednak, poza wycofaniem społecznym Zosia nie wykazuje innych niepokojących objawów.
I wiecie co? Nawet by mi to, cholera, nie przeszkadzało. Niech sobie żyje jak chce - grunt, że sprząta, wynosi śmieci i płaci za mieszkanie. Ale paradoksalnie od samego początku, towarzyszy nam dziwne uczucie braku swobody. No bo wyobraźcie sobie, że chcielibyście porozmawiać ze swoją drugą połówką podczas wspólnego przyrządzania obiadu. Niby wszystko spoko, ale jednak nigdy nie wiecie, czy za ścianą ktoś jest. Teraz jesteśmy już ostrożni, ale parę razy uszy Zosi miały okazję usłyszeć nasze... intymne wyznania lub inne uwagi, które bezmyślnie rzucaliśmy w przestrzeń w przekonaniu, że nikogo nie ma w domu. Takie to trochę niekomfortowe.
I nie myślcie, że przesadzam. Ta dziewczyna jest naprawdę dziwna. Ilekroć zdarzają mi się śródnocne wędrówki na trasie łóżko-kibel, w jej pokoju zawsze pali się światło. 2:50, 4:33, 5:18 - albo boi się spać przy zgaszonym świetle, albo jest wampirzycą. 
Czy my naprawdę nie możemy trafić na nikogo normalnego? A może to z nami jest coś nie halo? Może to my czepiamy się wszystkich, nie widząc swoich własnych wad? Może to tylko nieco patologiczna nieśmiałość, do której dorabiamy teorię spiskową. 
Sam już nie wiem. Z jednej strony lepsze to niż chamstwo, syf i smród generowany przez poprzednich współlokatorów, ale z drugiej... Brrrr.

(Imiona bohaterów i niektóre fakty zostały zmienione... I w sumie słusznie.)

0 komentarze:

Prześlij komentarz