To trzeba wychodzić z pokoju! (Część II)

zostaw komentarz

Rozdział III - Mariusz

Na okres wakacji los rzucił mnie w progi Domu Studenta. Pamiętając usłyszane z ust jego byłych mieszkańców opowieści łudziłem się, że jakimś cudem dane mi będzie mieszkać w pokoju w samotności albo przynajmniej z kimś normalnym. I jak nie trudno zgadnąć znów dostałem mokrą szmatą w ryj.
Gdy przekręciłem klucz w drzwiach pokoju 108A, moim oczom ukazał się największy bajzel jaki do tej pory widziałem. I nie, nie próbujcie sobie tego wyobrazić. Bardzo żałuję, że zagubiłem gdzieś cyknięte wtedy fotki, ponieważ moglibyście ujrzeć to na własne oczy. Ale może to i lepiej, bo nigdy już nie bylibyście tymi samymi ludźmi. W zamian postaram się bardzo dokładnie opisać co zaatakowało mnie tamtego dnia.
Podłogi w pokoju nie zobaczyłem, gdyż przesłaniały mi ją brudne ubrania, przepocone gacie i śmierdzące skarpety. Poza tym były wszędzie - na stole, krzesłach, obu łóżkach, na szafie i jej drzwiach. Wymieszane z czipsami, płatkami śniadaniowymi, puszkami po piwie i nadgryzionymi kromkami chleba. Na honorowym miejscu, niczym eksponat w muzeum sztuki nowoczesnej, dumnie prezentował się obgryziony głąb z kapusty, przyozdobiony kiszonym ogórkiem i wbitym weń widelcem. 
Gdy otarłem już łzy wzruszenia spływające do oczu na widok tej przepięknej alegorii konsumpcjonizmu i życia w pośpiechu, potknąłem się o stojący w kałuży przepalonego tłuszczu opiekacz, oblepiony kurzem i okruchami. Potem, niczym tragiczny żołnierz wygrzebujący się z okopów, przebiłem się do okien i otworzyłem je na oścież pozwalając żyć własnym życiem smrodowi konserwowej papryki, tanich perfum i wczorajszej libacji. Dalsza inspekcja wykazała rozmazane po podłodze korytarza żarcie, umywalkę zawaloną garami, zaklejony czujnik dymu, skolonizowany przez grzyby kosz na śmieci oraz faję wodną prężącą się bezwstydnie na zawalonej potłuczonym szkłem półce. W życiu nie byłem tak przerażony, a przeżyłem wiele.
Sory, że trochę bałagan. Słowa te usłyszałem po kilku godzinach czekania na mojego przyszłego współlokatora w pozycji jak najmniej narażającej na działanie promieniowania. Jezu... Mam przesrane - pomyślałem.
Nie myliłem się. Porządek, który zagościł w pokoju na moją cześć trwał dzień. Przez następne kilka tygodni zmuszany byłem do slalomu pomiędzy resztkami jedzenia, stosami brudnej bielizny i plamami z taniej coli. Nawet wizyty wybranki Mariusza nie skłaniały go do refleksji. Jedyne na co potrafił się zdobyć to zgarnąć sprawnym ruchem przyklejony do podłogi syf i upchnąć go w skrzyni łóżka. Do tego, mimo licznych uwag i próśb, wciąż wyrywało mnie ze snu tłuczenie i walenie. Jego klocowata aparycja sprawiała, że poruszał się niczym czołg. Bardzo fajne przeżycie dla kogoś, kto z pracy wracał codziennie po 23.00. Polecam.
Po jakimś czasie, który zdawał się być wiecznością, Mariusz opuścił mnie, a na jego miejsce przybył Lucjan. Jemu niewiele mam do zarzucenia. Może i nie był najinteligentniejszą osobą jaką znam oraz nie bardzo przepadał za porządkiem, ale ogólnie odmiana była miła. A może to tylko efekt kontrastu.
Nauczony doświadczeniem, z rezerwą i odrobiną niepokoju patrzyłem w przyszłość. I jak się potem okazało miałem ku temu powody. Bo jak zapewne już wiecie, życie to dziwka.

Rozdział IV - Iwona

O piekielnych nawykach i wymysłach Iwony należałoby napisać książkę. Można by też nadać jej jakiś roboczy tytuł, na przykład: Iwona. Smród, bezczelność i smród. Od czego by tu zacząć...
Na wstępie wspomnę może o Marcie, koleżance Iwony, która mieszka razem z nią w pokoju. Robię to tylko z obowiązku, gdyż oprócz tego, że jest ona bez pamięci zapatrzona w swoją idolkę i biernie poddaje się jej woli, nie mam jej niczego za złe. Gdyby nie wpływ Iwony, byłaby ona współlokatorką idealną.
Teraz przejdźmy do meritum. Zerwijmy pieczęcie i przekroczmy bramy piekła. Udajmy się w jego najciemniejsze, najbardziej duszne zakątki. Z uśmiechem politowania spójrzmy na męczarnie mijanych amatorów i zajrzyjmy w paszczę szatanowi.
...i nie miałyśmy Internetu, i wiesz co powiedział? To czytajcie książki! Czaisz?! To jedna z pierwszych historii opowiedzianych przez Iwonę. No, nie każdy musi być oczytany... albo w ogóle czytać... czy coś. Z początku dziewczyna wydawała się względnie w porządku, ale złudzenie to trwało znacznie krócej niż w przypadku Damiana. Opryskliwa, bezczelna, całkowicie pozbawiona  kultury i zawsze przekonana o swojej racji. Gdyby Iwona zamordowała kiedyś z premedytacją człowieka jej tłumaczenie w sądzie brzmiałoby mniej więcej tak: Przecież widziała, że idę do niej z siekierą, no nie? Nie mogła uciekać?
Może część z Was pomyśli sobie, że przesadzam. W końcu słyszeliście zapewne o wiele gorsze historie dotyczące współlokatorów. Ale uwierzcie mi, Iwona to pieprzony szatański pomiot. I daje to po sobie poznać na kilka sposobów:

1. Iwona się nie myje, bo po co - może jestem zacofany, może nie znam zwyczajów panujących w większości polskich domów, ale dalej nie potrafię wyjść z szoku. Jak można myć się raz na 3-4 dni? I to jeszcze nie wieczorem, a rano. Oznacza to tyle, że po całym dniu zajęć Iwona kładzie się spać bez prysznica czy nawet mycia zębów, a cały cykl potrafi trwać kilka dni. I może miałbym to gdzieś, gdyby nie fakt, że najzwyczajniej w świecie od niej śmierdzi. Kiedy Iwona przejdzie przez mieszkanie pozostawia po sobie odór przystankowego żula, wymieszany z wonią tłamszących nozdrza perfum. Łazienka po jej wizycie wymaga licznych zabiegów, takich jak wietrzenie czy aplikowanie pokaźnej ilości odświeżacza. Nie chcę nawet wyobrażać sobie zapaszku otulającego jej pokój.

2. Iwona nie sprząta, bo jest na to zbyt inteligentna - pierwsze 2-3 razy Iwona trzymała się grafiku, jednak jej sumienność szybko okazała się krucha. Podczas gdy każdy z mieszkańców poświęca raz w tygodniu co najmniej półtorej godziny na wysprzątanie całego mieszkania, Iwona zamiata podłogę w korytarzu i z dumą wpisuje się na listę. Sedes? Prysznic? Kuchenka? Fuj! Iwona nie zmywa także podłóg. Wychodzi z założenia, że lepkość powierzchni przyczynia się do poprawy bezpieczeństwa. Nie wyciera kurzu, ani nie wynosi śmieci - to również jej uwłacza.

3. Iwona ma chłopaka, który ma ją za kurwę - mamusia uczyła mnie, że nie wolno podsłuchiwać. Na szczęście, kiedy do Iwony przyjeżdża chłopak nie muszę tego robić. Przyznam, że na początku okraszone barwnym słownictwem kłótnie były źródłem rozrywki. Teraz jedynie wywołują irytację. Nie każdy musi wiedzieć, że przyjaciel Iwony nie darzy jej żadnym szacunkiem i ma ją za kobietę lekkich obyczajów. W ogóle fakt, że jej chłopak praktycznie mieszka tutaj, co również nie zostało z nikim uzgodnione, jest kuźwa nie do zaakceptowania.

4. Iwona gotuje śmieci - cudzy jadłospis mnie nie interesuje. Każdy ma swój smak, a student zazwyczaj ograniczany jest przez zasoby materialne. Mimo że dania w stylu makaron z fasolką po bretońsku czy ryż z kaszą i ogórkiem swoim zapachem i walorami estetycznymi rażą mnie niezmiennie, to jestem w stanie to zrozumieć. Ale smród generowany podczas smażenia starej kiełbasy, na przepalonym i leżącym od tygodnia na patelni oleju, odbiera mi chęć do życia. Wszystko to oczywiście przy zamkniętych oknach, bez włączonego okapu i rzecz jasna bez choćby pozorów sprzątania. W konsekwencji całe mieszkanie przesiąknięte jest zapachem, którego pozbyć się nie sposób. 

5. Iwona nie ogarnia spłuczki - może nazwiecie mnie idealistą, ale moje dotychczasowe doświadczenie podpowiadało mi, że kobiety dbają o takie sprawy; że czystość i higiena to dla nich podstawa. Najwyraźniej jednak na rachunkowości nie uczą obsługi tak skomplikowanych mechanizmów jak spłuczka. Brązowa smuga na lśniącej porcelanie czy odór moczu są standardem. Dodatkowo ani razu po załatwieniu swoich potrzeb Iwona umyła dłoni. Skąd wiem? Brak charakterystycznego szumu w rurach oraz oburzenie na propozycję, by dokładała się do mydła.

6. Iwona ma traumę związaną z drzwiami - albo notorycznie się na nich mści, za wyrządzoną jej kiedyś krzywdę. W sumie uraz fizyczny mózgowia pasowałby do obrazka... Tak czy inaczej, Iwona trzaska drzwiami (to oczywiście złe słowo, ale nie chcę żebyście pomyśleli sobie, że nie mam za grosz kultury). Robi to tak agresywnie, że zawiasy i zamki ulegają już rozpadowi. Uwagi oczywiście nie przynoszą większego efektu. Największym dokonaniem Iwony jest pozostawienie na weekend otwartych drzwi do mieszkania, podczas gdy nie było w nim nikogo. W swym zachowaniu nie widziała oczywiście nic złego. Znalazła w sobie nawet na tyle chamstwa i bezczelności, by obwinić za to mnie. To trzeba wychodzić z pokoju, żebym wiedziała, że nikogo nie ma!

Rozdział V - Niech Bóg ma mnie w opiece

Wciąż żyję nadzieją, że kolejni współlokatorzy nie obiorą sobie za cel zdewastowania mej psychiki. Dalej jednak z tyłu głowy chowam trzy słowa, które i Wam radzę zapamiętać: 
Życie to dziwka.

(Imiona ludzi i zwierząt zostały zmienione, choć nie powinny.)

0 komentarze:

Prześlij komentarz