Polacy to naród zakompleksiony.
Tak... Słowa te jak mantrę powtarzają rzesze pustych i stojących na bakier z myśleniem półinteligentów. W telewizji, w prasie, w radiu. Nieustannie wmawia się nam, że powinniśmy przestać uganiać się za Zachodem; że już od dawna stanowimy jego część. Z każdego medium niepowstrzymanym strumieniem wylewają się pseudonaukowe diagnozy naszego społeczeństwa - a to brakuje nam pewności siebie, a to nie staje odwagi...
Kurwa, jak żyję nie słyszałem większej bzdury.
Kurwa, jak żyję nie słyszałem większej bzdury.
Polacy nie są, nie byli i nigdy nie będą narodem zakompleksionym. W rzeczywistości Polska to kraj ludzi zadufanych, zapatrzonych w siebie i przepełnionych nienawistnym szowinizmem. Polak nie ma żadnej świętości poza swoją ojczyzną i żyje w przekonaniu, że zewsząd otacza ją wcielone zło - Żydzi, pedały, złodzieje, naziści, pedofile, terroryści, masoni, najeźdźcy. Wszystko, co złe przytrafia się nam. Jesteśmy najboleśniej doświadczonym narodem w dziejach.
Bez ustanku kaleczymy się tępą, patriotyczną szablą. Przerzucamy karty historii, od wojen polsko-niemieckich do komuny, w poszukiwaniu najbardziej tragicznego, przepełnionego niesprawiedliwością i utopionego w morzu krwi epizodu. Gloryfikujemy porażki zamiast zwycięstw. Rozpamiętujemy okupację zamiast niepodległości. Świętujemy śmierć zamiast życia. Jesteśmy chyba jedynym narodem na świecie, który przez źle pojmowany patriotyzm i całkowicie wypaczone rozumienie potrzeby pielęgnowania historii stał się karykaturą samego siebie.
Nigdy nie wątpiłem, że pamięć dziejowa to jedno z najważniejszych spoiw naszego społeczeństwa. Nic tak nie łączy jak wspólna przeszłość i nic nie buduje tak świadomości narodowej. To dzięki muzeom, instytutom pamięci, pomnikom wiemy kim jesteśmy. Jesteśmy narodem, który zwyciężył pod Grunwaldem. Jesteśmy narodem, który przegonił komunistów. Jesteśmy narodem, który zawsze był waleczny. Niestety prawda jest taka, że nie lubimy o tym pamiętać.
Bo dla wielu z nas jesteśmy niczym więcej jak narodem rozerwanym zaborami, okaleczonym wojną, okupacją i powstaniami. Kochamy chwalić się naszymi porażkami, użalać się nad sobą, pławić w martyrologii, rozpamiętywać ból i śmierć. Nasz obraz jako państwa budujemy na zgliszczach zbombardowanych miast. Zachowujemy się tak, jakby jedynym powodem do dumy były nasze cierpienia. Z lubością uczymy nasze dzieci jak bardzo poszkodowani jesteśmy przez historię, jakimi ofiarami nas ona uczyniła.
I jednocześnie nie rozumiemy, dlaczego na świecie nikt się z nami nie liczy. Przecież kiedyś byliśmy mocarstwem, przed którym cała Europa drżała ze strachu. A teraz? Wszyscy dookoła nas atakują i próbują wykorzystać. Czemu, przecież tak wiele wycierpieliśmy?
Sami czynimy z siebie największą ofiarę na podwórku, więc nie mamy prawa płakać ani narzekać na to, jak inni nas traktują. Nikt nie będzie nas szanował, jeśli nie przezwyciężymy tendencji do ciągłego rozpamiętywania krzywd i aktów przemocy.
Bo dla wielu z nas jesteśmy niczym więcej jak narodem rozerwanym zaborami, okaleczonym wojną, okupacją i powstaniami. Kochamy chwalić się naszymi porażkami, użalać się nad sobą, pławić w martyrologii, rozpamiętywać ból i śmierć. Nasz obraz jako państwa budujemy na zgliszczach zbombardowanych miast. Zachowujemy się tak, jakby jedynym powodem do dumy były nasze cierpienia. Z lubością uczymy nasze dzieci jak bardzo poszkodowani jesteśmy przez historię, jakimi ofiarami nas ona uczyniła.
I jednocześnie nie rozumiemy, dlaczego na świecie nikt się z nami nie liczy. Przecież kiedyś byliśmy mocarstwem, przed którym cała Europa drżała ze strachu. A teraz? Wszyscy dookoła nas atakują i próbują wykorzystać. Czemu, przecież tak wiele wycierpieliśmy?
Sami czynimy z siebie największą ofiarę na podwórku, więc nie mamy prawa płakać ani narzekać na to, jak inni nas traktują. Nikt nie będzie nas szanował, jeśli nie przezwyciężymy tendencji do ciągłego rozpamiętywania krzywd i aktów przemocy.
Nienawidzimy innych i jesteśmy przewrażliwieni na punkcie własnej przeszłości. Skąd bierze się ta skłonność do bezustannego licytowania się kto ma gorzej? Te wszystkie staruszki w tramwajach przekrzykujące się, która to ma straszniejszą chorobę, która bierze więcej leków i jaki zabieg ostatnio przeszła, stanowią doskonały przykład polskiej mentalności, tyle że w mikroskali. Tematy własnych chorób (choć jakoś dziwnym trafem nie dotyczy to tych psychicznych), starości i niedołężności królują w naszych rozmowach i są nieodłącznym elementem malowania obrazu samego siebie. Coś, co w innych krajach stanowi tabu, dla nas jest sposobem na wywołanie u innych litości i poprawienie sobie tym samym samopoczucia. Pani, ja to nawet podetrzeć sama się nie mogę. Mówimy o swoich najintymniejszych sprawach, o tym jak to źle mamy i jak słabo się czujemy. Ale jak nasza córka ma nieślubne dziecko, syn jest alkoholikiem, a na konto wlazł nam komornik, to nagle milkniemy. Narzekamy na wszystko i wszystkich dookoła, a nie dostrzegamy stosów belek we własnych oczach.
I to samo tyczy się naszej historii. Wszyscy dookoła są źli. Jak to, pomagać Ukraińcom? Tym mordercom z UPA? Anglicy? A kto nas zostawił na pastwę losu w 1939? Niemcy? Pieprzeni naziści!
Kurwa, jesteśmy tak bardzo bogobojni, że na każdym kroku wspominamy Papieża Polaka i kardynała Wyszyńskiego, ale już ich słowa Przebaczamy i prosimy o przebaczenie wyrzucamy na śmietnik historii - Nie było tematu! Czemu tak bardzo boimy się przyznać do winy? Czemu jesteśmy w swoich oczach tak idealni i nieskalani? Czemu uważamy się niemal za naród wybrany?
Nie chcę wdawać się w dysputy historyczne, bo nie o to tu chodzi. Chcę powiedzieć, że nasza historia ma również czarne karty, które konsekwentnie wyrywamy i zmięte ciskamy do kosza. Oburza nas, że Ukraińcy widzą w Banderze bohatera, a sami w hymnie wychwalamy Napoleona, który przez Rosjan oraz wielu innych uważany jest za zwyczajnego agresora. Dlaczego tak bardzo bolą nas obchody rocznicy 1612, a jednocześnie oczekujemy pełnego zrozumienia dla naszych świąt narodowych? Nie uważam, że o tragicznych dziejach Polski, będących wynikiem beznadziejnego położenia w Europie i licznych zmów pomiędzy państwami ościennymi, należy zapomnieć. Ale dlaczego oczekujemy od innych stawiania grubych kresek, a sami rysujemy je tak jak nam wygodnie?
Należę do osób, które uważają, że historia to jeden z najważniejszych elementów naszej tożsamości i że nigdy nie powinniśmy jej porzucać. Jednak szlag mnie trafia, kiedy przypominam sobie burzę jaką rozpętano wokół, całkiem przyzwoitej według mnie, Idy. Bo Żydzi, bo fałszowanie historii, bo Polak by muchy nie skrzywdził. Na nic tłumaczenia, że to tylko film; że przedstawia pojedynczą historię. Wszyscy w dupie mają wartość artystyczną, Oskara, rozgłos, pochwały. Robi mi się niedobrze i ogarnia mnie wstyd. Wszyscy gotują się, że Polacy ZNÓW ukazani są w niekorzystnym świetle (co oczywiście jest bzdurą i wie o tym każdy, kto oglądał rzeczony film używając mózgu).
I uprzedzając wszelkie oskarżenia: Nie jestem rusofilem, lewakiem, pedałem, Żydem, kucem, zapatrzonym w postępowy Zachód pseudo-kosmopolitą ani pieniaczem. Nie jestem nawet ateistą. Choć niektórych to zaboli, to nie da się mnie zaszufladkować. Ponadto nie uważam też, że nazywanie Auschwitz polskim obozem śmierci jest w porządku, ani że powinniśmy zapomnieć o zbrodniach UPA i udawać, że nic się nie stało.
Pamiętajcie natomiast o jednym: choć może Wam się wydawać, że historia daje jasne odpowiedzi i nie ma w niej miejsca na wątpliwości, to wiedzcie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Oczekujemy od innych szacunku dla nas, naszych poglądów i kultury? Przestańmy być zatem nienawistnymi hipokrytami i nauczmy się wreszcie patriotyzmu.
Wysilmy się.
I to samo tyczy się naszej historii. Wszyscy dookoła są źli. Jak to, pomagać Ukraińcom? Tym mordercom z UPA? Anglicy? A kto nas zostawił na pastwę losu w 1939? Niemcy? Pieprzeni naziści!
Kurwa, jesteśmy tak bardzo bogobojni, że na każdym kroku wspominamy Papieża Polaka i kardynała Wyszyńskiego, ale już ich słowa Przebaczamy i prosimy o przebaczenie wyrzucamy na śmietnik historii - Nie było tematu! Czemu tak bardzo boimy się przyznać do winy? Czemu jesteśmy w swoich oczach tak idealni i nieskalani? Czemu uważamy się niemal za naród wybrany?
Nie chcę wdawać się w dysputy historyczne, bo nie o to tu chodzi. Chcę powiedzieć, że nasza historia ma również czarne karty, które konsekwentnie wyrywamy i zmięte ciskamy do kosza. Oburza nas, że Ukraińcy widzą w Banderze bohatera, a sami w hymnie wychwalamy Napoleona, który przez Rosjan oraz wielu innych uważany jest za zwyczajnego agresora. Dlaczego tak bardzo bolą nas obchody rocznicy 1612, a jednocześnie oczekujemy pełnego zrozumienia dla naszych świąt narodowych? Nie uważam, że o tragicznych dziejach Polski, będących wynikiem beznadziejnego położenia w Europie i licznych zmów pomiędzy państwami ościennymi, należy zapomnieć. Ale dlaczego oczekujemy od innych stawiania grubych kresek, a sami rysujemy je tak jak nam wygodnie?
Należę do osób, które uważają, że historia to jeden z najważniejszych elementów naszej tożsamości i że nigdy nie powinniśmy jej porzucać. Jednak szlag mnie trafia, kiedy przypominam sobie burzę jaką rozpętano wokół, całkiem przyzwoitej według mnie, Idy. Bo Żydzi, bo fałszowanie historii, bo Polak by muchy nie skrzywdził. Na nic tłumaczenia, że to tylko film; że przedstawia pojedynczą historię. Wszyscy w dupie mają wartość artystyczną, Oskara, rozgłos, pochwały. Robi mi się niedobrze i ogarnia mnie wstyd. Wszyscy gotują się, że Polacy ZNÓW ukazani są w niekorzystnym świetle (co oczywiście jest bzdurą i wie o tym każdy, kto oglądał rzeczony film używając mózgu).
I uprzedzając wszelkie oskarżenia: Nie jestem rusofilem, lewakiem, pedałem, Żydem, kucem, zapatrzonym w postępowy Zachód pseudo-kosmopolitą ani pieniaczem. Nie jestem nawet ateistą. Choć niektórych to zaboli, to nie da się mnie zaszufladkować. Ponadto nie uważam też, że nazywanie Auschwitz polskim obozem śmierci jest w porządku, ani że powinniśmy zapomnieć o zbrodniach UPA i udawać, że nic się nie stało.
Pamiętajcie natomiast o jednym: choć może Wam się wydawać, że historia daje jasne odpowiedzi i nie ma w niej miejsca na wątpliwości, to wiedzcie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Oczekujemy od innych szacunku dla nas, naszych poglądów i kultury? Przestańmy być zatem nienawistnymi hipokrytami i nauczmy się wreszcie patriotyzmu.
Wysilmy się.
0 komentarze:
Prześlij komentarz