Nienawiść i uwielbienie: Addendum

zostaw komentarz
Do kontynuowania wątku rozpoczętego przeze mnie kilka dni temu skłoniły mnie dwie rzeczy. Pierwszą z nich był pomysł wzbogacenia art. 256 Kodeksu Karnego o zapis umożliwiający ściganie z urzędu (a nie jak to miało miejsce dotychczas z powództwa cywilnego) osób dopuszczających się obrazy homo- i transseksualistów. Drugą natomiast, było nieopuszczające mnie od dnia zamieszczenia wpisu poczucie, że nie wyczerpałem tego, skądinąd ważnego i obszernego tematu.
Kończąc poprzedni artykuł pozostawiłem czytelnika z wieloma pytaniami. Uznałem, że będzie to najrozsądniejsze rozwiązanie - w końcu nie mam i nie miałem zamiaru narzucać nikomu swoich racji. Ale skoro zdecydowałem się już rozpatrzeć ten problem z punktu widzenia psychologii, to nie widzę przeszkód abym mógł odnieść się także do aspektu społeczno-kulturowego w nieco szerszym zakresie niż uczyniłem to parę dni temu. Zanim jednak to zrobię, znów pokuszę się o kilka słów wyjaśnienia, aby uniknąć jakichkolwiek wątpliwości.
Tekst ten nie jest krytyką żadnej partii politycznej ani czyichkolwiek poglądów. Nie reprezentuję żadnej ideologii, a jedynie wyrażam swoją opinię, popartą wiedzą i doświadczeniem. Żadne ze skreślonych przeze mnie słów nie jest przejawem ani nienawiści, ani uwielbienia dla reprezentantów jakiejkolwiek społeczności. Czytany przez Was artykuł to wynik kondensacji faktów i obiektywnych spostrzeżeń dotyczących rzeczywistości.

Ścigany

Na pierwszy rzut oka pomysł ścigania z urzędu osób stosujących przemoc werbalną w stosunku do osób homo- i transseksualnych wydaje się być słuszny. W końcu mówimy tutaj o mniejszościach, które w naszym kraju wiodą szczególnie ciężki żywot. W świetle mojego poprzedniego wpisu wydaje się być jasnym, że transseksualizm (kwestię homoseksualizmu odstawmy na bok) to nic innego jak choroba, która w żaden sposób nie jest wynikiem wyborów czy zachcianek osoby nią dotkniętej. Postrzegając to zjawisko właśnie w taki sposób nie powinniśmy mieć wątpliwości, że prześladowanie transseksualistów z powodu niezależnej od nich patologii jest złe. Nie wybrali sobie takiego życia i raczej nie robią tego na złość innym.
Ale istnieje pewien aspekt omawianego schorzenia, który sprawia, iż pomysł modyfikacji Kodeksu Karnego staje się odrealniony i po prostu głupi. Ideą jaka przyświecała jego twórcom było stworzenie państwa tolerancyjnego. Wydaje mi się jednak, że powstał on w wyniku błędnego rozumienia transseksualizmu jako niepełnosprawności. A nawet gdyby analogia taka była poprawna, to pomysł ten wciąż byłby pozbawiony sensu. Większość osób dotkniętych jakąkolwiek formą odmienności niezależnej od ich woli, nie pragnie specjalnego traktowania. Pragnie normalności. To oczywiście jasne, że w naszym pseudo-konserwatywnym społeczeństwie wciąż króluje tendencja do zwalczania wszelkiej inności, ale zamykanie ust szerzącym nienawistne poglądy półgłówkom Kodeksem Karnym stanowi jego nadużycie. I tyczy się to zarówno niepełnosprawnych jak i homo- i transseksualistów. Zwykła teoria reaktancji mówi, że zakaz często przynosi odwrotne rezultaty, ba, może nawet spowodować zwiększenie częstotliwości występowania niepożądanego zachowania jeśli na początku nie było ono wcale tak powszechne.
Nie należę do osób, które naiwnie uważają, że z błędną percepcją odmienności transseksualistów można efektywnie walczyć kampaniami społecznymi. Poza tym, jak już wspomniałem, osoby z ZDP nie są z punktu widzenia psychopatologii normalne, zatem wpajanie społeczeństwu, że jest inaczej przyniesie więcej szkód niż korzyści. Dlatego niezależnie od tego jak bardzo polska scena polityczna przechyli się w prawo bądź lewo, należy propagować zrównoważony i obiektywny sposób postrzegania transseksualistów. Największą przeszkodą na drodze optymalnego funkcjonowania systemów społeczno-politycznych jest szerzenie w nim czarno-białych poglądów. A te jak wiemy ani trochę nie pasują do szarej rzeczywistości.

Zboczenie? Orientacja? Choroba?

Myślę, że na te pytania odpowiedziałem dość wyczerpująco w poprzednim wpisie. Zostawiłem Was natomiast z innymi. Być może większość czytelników wyrobiła już sobie na ten temat opinię ale uznałem, że nie zbeszczeszczę zanadto swojej bezstronności, jeśli dodam parę słów na temat tego, jak moim zdaniem powinno się patrzeć na transseksualizm.
Traktowanie transseksualistów jako dewiantów jest niewłaściwe. Tak samo jak traktowanie ich jako normalnych. Dokonując wyboru naszego podejścia musimy pamiętać o tym, że brak tu jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony ZDP to patologia, kiedyś uznawana nawet za dewiację; z drugiej schorzenie to nie jest ani fanaberią, ani wyborem osoby nią dotkniętej (przynajmniej w teorii - należy bowiem pamiętać, że wiele osób, które postrzegane są przez społeczeństwo jako transseksualne, nie spełnia kryteriów diagnostycznych tego zaburzenia). Badania przeprowadzane na osobach, które przeszły operację zmiany płci pokazują, że nie zawsze przynosi ona skutek w postaci usunięcia dyskomfortu psychicznego. Często zdarza się, że nie są oni zadowoleni z efektów zabiegu i wciąż czują się zawieszeni gdzieś pomiędzy płciami. W dłuższej perspektywie może prowadzić to do pogłębienia problemów z identyfikacją i swego rodzaju rozszczepienia tożsamości. Dlatego w całym procesie ważna jest akceptacja ze strony otoczenia, która stanowi istotny element budowania nowej tożsamości. Jeśli zabraknie tego rodzaju wsparcia, chory nie będzie mógł wypełniać ról zdefiniowanych przez płeć psychiczną.
Nie oznacza to jednak, że każda nieudana terapia jest wynikiem braku empatii ze strony społeczeństwa. Każde oddziaływanie terapeutyczne to próba reorganizacji schematów poznawczych, sposobu myślenia, zachowania, itd. Dlatego proces ten jest skrajnie indywidualny i mimo wypracowanych przez lata metod leczenia, nie sposób bezbłędnie przewidzieć jego rezultatów. Bądź co bądź, terapia transseksualistów wciąż składa się z wielu znaków zapytania i przypuszczeń, a umysły takich osób niejednokrotnie stanowią zagadkę.
Należy także pamiętać o jednym: proste prawa psychologii społecznej mówią jasno, że obserwując  jednostkowe zachowanie przedstawiciela mniejszości, które jest spójne z negatywnym stereotypem jej przypisywanym, automatycznie generalizujemy to zachowanie na pozostałych przedstawicieli tej mniejszości. I tu znów musimy odwołać się do rozsądku. Czy istnieją transseksualiści, którzy swoją seksualnością, nieznośnie ostentacyjnym sposobem bycia i gumowymi penisami dokonują inwazji na spokój i komfort większości? Oczywiście. Czy istnieją transseksualiści, którzy chcą po prostu żyć normalnie? Również tak.
Których jest więcej i jak ich odróżnić? Na to pytanie niestety nie znam odpowiedzi.
Wszystko w Waszych rękach.

0 komentarze:

Prześlij komentarz