Reflektor (II) - Wracamy do dżungli

zostaw komentarz
Globalizacja, postęp, pogoń za zyskiem i malejące bez ustanku zasoby wolnego czasu (oprócz tego, że stanowią przyczynek do szeregu oklepanych refleksji o zatracaniu się  w wyścigu szczurów), sprawiają, że nasze pokolenie staje się nieudolne społecznie.
Jesteśmy dziećmi Internetu, sprzedaży wysyłkowej i samoobsługi. Gdy dopadnie nas pragnienie nie idziemy do sklepu - korzystamy z automatu. Kupując podręcznik nie odwiedzamy księgarni - wchodzimy na allegro. Wysyłając sprzedane przez Internet ciuchy nie idziemy na pocztę -  Swoją przesyłkę nadasz paczkomatem! 

To wszystko sprawia, że z dnia na dzień dostrzegam wokół siebie coraz więcej młodych ludzi, dla których relacje interpersonalne są konstruktem rodem z piekła. 
Przerażająca staje się konieczność załatwienia czegoś w urzędzie. Forsowanie siebie, dbanie o własny interes przestają być już ważne. Nagle jawią się jako kompletnie nie warte uwagi. Wielu ludzi pozbawia samych siebie szansy na pokazanie na co ich stać, bo sytuacje ekspozycji społecznej przyprawiają ich o mdłości. Nasza asertywność leci na łeb na szyję. Przestajemy się targować (no, chyba że robimy to na OLX), bo nikt nas tego nie nauczył. Porzucamy stosunki w realu na rzecz tych, które tak naprawdę istnieją tylko pozornie. Nasze życie zaczynają wypełniać relacje bezosobowe, zimne, obce.

Wszystko to niesie ze sobą niebywałą wręcz liczbę zagrożeń, bo jako istoty społeczne pozbawiamy siebie tego, co odróżnia nas od zwierząt. Zanikają wartości, które kiedyś były spoiwem. Solidarność, wzajemność, nawet elementarne normy moralne wypierane są przez indywidualizm i bezwzględność. Nie twierdzę oczywiście, że to bezdyskusyjnie złe. Wszak od zawsze byłem gorącym zwolennikiem stawiania w hierarchii wartości siebie ponad innych. Ale trzeba pamiętać, że autonomia, którą budujemy jest krucha i pozorna. Jeśli komukolwiek wydaje się, że przebrnie przez życie konsekwentnie wypierając się pomocy ze strony innych i unikając relacji interpersonalnych, to grubo się myli. Świat jeszcze nie zwariował.

Gdyby przyczyną zdziczenia i tego istnego powrotu do dżungli była chęć zachowania tożsamości czy niezależności, to nie miałbym nic przeciwko. Ale smutna prawda jest taka, że to technologiczna alienacja jednostki robi z nas społeczne łamagi.
Sam nie należę do osób ekstrawertywnych. I być może stałbym się częścią nieudolnych mas w większym stopniu (bo upośledzony interpersonalnie trochę jestem), gdyby nie to, że odebrałem poprawne wzorce w procesie socjalizacji.

Nie zachęcam do brania ze mnie przykładu (co trochę czyni ze mnie hipokrytę - w końcu próbuję Was pouczać), ale gdy na zajęciach z psychologii stresu, w trakcie jednego z debilnych ćwiczeń pt. Co was stresuje? słyszę od znajomej studentki, że zakup szynki w plastrach na stoisku mięsnym sprawia jej olbrzymie trudności, to zaczynam wątpić. Wątpić i szukać rozwiązania.

Nie ma nic złego w ułatwianiu sobie życia. Korzystamy ze zdobyczny technologii co dnia i nie sposób cofnąć się w rozwoju. Co więcej, większość z nas chwali sobie te nowe, choć odrobinę rozleniwiające możliwości. Również ja potrafię je docenić. Ale mimo, że wszelakie interakcje przychodzą mi z trudem i pisanie bloga stanowi swego rodzaju sublimację (Pozdrowienia dla dr Wróbel), to staram się systematycznie nacierać na świat swoim jestestwem.  Mimo świadomości, że potrafi bezlitośnie wyprowadzić kontratak.

W mojej opinii zjawisko dziczenia młodego pokolenia ma związek z pewną specyficzną formą fobii społecznej, nie będącej ani skutkiem traumy, ani patologicznej nieśmiałości. Wszystkiemu winny jest zanik relacji, które kiedyś były oczywiste, a dziś stają się niewygodne i niepotrzebne.
Nie jestem prawicową konserwą, korwinowskim kucem ani naiwnym idealistą rzucającym pseudo-psychologicznymi bredniami bez pokrycia. Po prostu chcę, abyście posłuchali mojej rady.

Wychodźcie z domów. Nawet jeśli, oprócz wczesnozimowego wiatru, czujecie także wszechogarniający dyskomfort społeczny i poczucie niedopasowania.
Przywykniecie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz